Dnia Pańskiego 26.03.2022.r o godzinie 05:00 z Gliwic ruszyła ekipa klubowa KW Garland Gliwice na wyprawę morską. Jak przystało przed każdą wyprawą konieczne były wielomiesięczne przygotowania. Od 22.11.2021 w kolejnych naradach przy grogu udało się ustalić:

  • skład osobowy (MarcinW; RafałSz.; RafałS.;’ TomaszD.;ŁukaszM. i WojtekW.);
  • termin – okno księgowego czyli 26.03 do 02.04;
  • akwen – Adriatyk (Chorwacja);
  • jacht – Bavaria Cruiser 37;
  • środek transportu – śpiłkolot 6 osobowy.

Nic nie zapowiadało tak przyjemnego rejsu w tak nieprzyjemnym terminie. Żeby było jasne byliśmy poczytalni i świadomi że jedziemy do Chorwacji PRZED sezonem, co oznacza że życie dopiero kwitnie oraz że pogoda może być bardziej nieprzewidywalna niż w sezonie. Klamka zapadła – jacht zarezerwowany przez https://www.boataround.com/ zaliczka wpłacona, oczekujemy wyjazdu.

Do każdego rejsu trzeba się przygotować czyli rozpoznać akwen na którym przyjdzie żeglować (locja) oraz przygotować opcjonalne trasy a także przypomnieć sobie po zimie na czym polega żeglarstwo. Na nic z tego nie starczyło czasu 🙂 (joke).

Jakieś 12h później już mogliśmy zamustrować się na jacht.

Ale nie na ten. Oczywiście nie obyło się bez niespodzianek. Pierwsza informacja, że nasz jacht niestety ale jest nie przygotowany i PRIMA na której mieliśmy pływać nie miała silnika. W miejsce jej dostaniemy taki sam a może nawet lepszy jacht ENEJA (też Bawaria). Po opłaceniu obowiązkowych opłat związanych z check-in i sprzątaniem oraz opłaty turystycznej wpłaciliśmy 500 EUR kaucji na paliwo i wykupiliśmy ubezpieczenie kaucji (150EUR). Po papierkach przyszedł czas zobaczyć naszą wybrankę.

Zbieramy rzeczy z samochodu, parkujemy, zaprowiantowanie pierwsze i zakup karty do Internetu. Chec-in odbył się z przygodami gdyż okazało się że ENEJA też nie do końca jest przygotowana – ciekło paliwo oraz woda ze zbiornika. Kolejne godziny minęły i wieczorem jeszcze raz poinformowaliśmy armatora że jacht cieknie. Niedziela rano zaczęła się od wizyty elektryka. Naprawił co miał naprawić (przynajmniej chcieliśmy w to wierzyć i już wypłynąć). Nie ciekło, woda była – startujemy.

W dokumentacji którą przekazuje armator jest kilka polecanych tras rejsu. Wstępnie wybieramy opcję podróży na wyspę Kornati (rezerwat przyrody), a później spłynąć otwartym morzem na południe w kierunku Sibenika.

DZIEŃ:1 (niedziela)

Lokalny informator powiedział nam żeby zatrzymać się na terenie parku Kornati trzeba wykupić bilet i to dzień wcześniej. Chyba, że skorzystamy z opcji postoju w ACI Marina Piskera (tam w cenie postoju jest już opłata za przebywanie na terenie rezerwatu). To brzmiało jak dobry plan. Po kilku godzinach już podziwialiśmy krajobraz parku narodowego Kornati. Locja straszyła że możemy mieć problemy z zasięgiem sieci GSM. Nasz niepokój wzbudził zapis że port do którego się udajemy jest portem sezonowym i otwiera się od 01.04.2022. Będąc w zasięgu paru mil od celu zaczęliśmy wołać na kanale 17 marinę a ponieważ to nie dało rezultatu w ruch poszedł telefon – nic cisza. Podjęliśmy decyzję, że bilet postoju w rezerwacie zakupimy przez Internet – co okazało się strzałem w 10 (chociaż przez dalszą część rejsu nikt nas nie sprawdzał). To przekonało nas że jednak nie mamy co tam się pchać bo i tak nic tam nie będzie otwarte. Po drodze znaleźliśmy piękną zatoczkę Uvala Lavsa. W sezonie z pewnością jest tutaj mniej spokojnie ale niezmiernie urokliwo. Boje do których przycumowaliśmy były w krystalicznie czystej wodzie. Po szybkim klarze udaliśmy się na brzeg naszym pontonem. Oprócz nas w zatoczce był jeden rybak który z 4 kotami łowił jakieś owoce morza. Nie udało się nawiązać kontaktu a obie restauracje, które miały tu być okazały się nieczynne. Późno popołudniowy spacer brzegiem zatoczki i z powrotem na jacht.

DZIEŃ 2 (poniedziałek)

Drugiego dnia po wieczorku zapoznawczym zaczęliśmy dzień od prognozy pogody. Okazało się, że nad Adriatykiem rozbudowuje się układ niskiego ciśnienia który przyniesie zmianę pogody i od środy zacznie lać i wiać. Ponieważ kierunek wiatru miał nie zmieniać się i ciągle wiać SE postanowiliśmy wyskoczyć dalej na północ przy okazji zaznać pełnomorskiego pływania i wypuścić się za wyspy Chorwackie. Po drodze sprawdziliśmy czy Marina Piskera jednak była otwarta i czy mogliśmy dokonać zakupu biletu na rezerwat tam. Jak słusznie podejrzewaliśmy marina była w rozsypce i generalnie przygotowywali ją dopiero do sezonu. Przeprowadziliśmy ćwiczenia dojścia do pomostu ale zaraz później już od niego odchodziliśmy bo nie było nawet komunikacji pomostu z lądem. Po krótkich manewrach popłynęliśmy dalej wprost na Adriatyk. Pełne morze przywitało nas świeżą bryzą i delfinami a zaraz po tym plamą ropy. Bujając się pomiędzy falami planowaliśmy już kolejny postój ponieważ przy aktualnym wietrze dojście do słonego jeziora w okolicach parku Telascica stawało się niemożliwe za dnia. Na mapie ukazały się dwie małe osady rybackie z 3 restauracjami otwartymi w sezonie letnim. Takie okoliczności spowodowały podjęcie kolejnej próby sprawdzenia czy jest jakieś życie restauratorskie poza sezonem. Zaplanowany postój na boi w okolicach Restauracji Quatro obok Otočić Strižnjak. Nie było już zaskoczenia, gdy okazało się znowu że jesteśmy pośród 10 boi cumowniczych sami, nie licząc starszej parki poławiających małże w okolicach “wioski”. Załoga postanowiła pozwiedzać okoliczne pagórki i wioskę. Z wyprawy dwóch członków załogi przywieźli niespodzianki w postaci kleszczy.

DZIEŃ 3 i 4 (wtorek+środa)

Zapowiadane pogorszenie pogody było coraz pewniejsze, ostrzeżenie w radio SPLIT przed nadciągającymi silnymi wiatrami SE i nabudowującą się falą, oraz fakt iż skończył nam się chleb zweryfikował ostatecznie plan płynięcia na południe w plan płynięcia na północ. Potrzebne było miasto. W linii prostej z miejsca w którym staliśmy najbliżej było nam do Zadaru do którego można by teoretycznie dopłynąć w 1-2h gdyby nie most łączący wyspy Ugljan i Pasman. Na burcie kokpitu widniała duża naklejka, która wyraźnie ostrzegała żeby pod tym mostem NIE przepływać. Zmuszeni byliśmy wydłużyć drogę na północ i pod wieczór zameldować się w Zadarze. Czy wspominałem że byliśmy poza sezonem, jak zwykle jak dopłynęliśmy to nikt na nas nie czekał (no może oprócz kotków). Recepcja zamknięta na trzy spusty, kodu do WC nie ma… z pomocą przyszedł lokalny mechanik, który grzebał przy jachcie i zdradził nam 1414#. Wieczór był nasz. Jeżeli prognozy się sprawdzą to jutro mamy ciężki dzień więc lepiej zjeść dobrą kolację i lekkie śniadanie. Przepyszne dania w restauracji włoskiej 🙂 i wieczorek przy opowieściach o falownikach, medycynie, ketodiecie, pracy, rodzinach i wyprawach zakończył dzień. Niestety prognozy były bezlitosne i środa wypadła z kalendarza żeglarskiego. Ten dzień spędziliśmy na zwiedzaniu Zadaru, przeprawą gondolą (ciekawa technika wiosłowania), zwiedzeniem flecików, targu i starego miasta.

DZIEŃ 5 (czwartek)

Jednak prognozy nie myliły się. Żeby nie trafić na porywy wiatru 45 węzłów z deszczem i lokalnymi burzami postanowiliśmy przeczekać to w porcie. Decyzję o wyjściu przesunęliśmy na południe. Do tego czasu jeszcze szybkie przejście miastem i zakupy suvenirów, świeżej rybki i kawa na molo. Po powrocie na jacht w zasadzie już było wszystko jedno czy będziemy moknąć tutaj czy na morzu. Szybkie klarowanie, obiadek i w morze. przed 13 wyszliśmy z główek Zadaru przy wietrze SE z porywami do 30 węzłów. Zrefowane żagle i nasz ENEJ(a) dzielnie szedł pod wiatr. Okazało się, że oprócz nas jednak jest jeszcze ktoś komu chce się żeglować i na wodzie przez chwilę były dwa żagle bujające się na falach. Celem było jak najdalsze dopłynięcie na południe już w kierunku Biogradu, tak by w miarę pogarszającej się pogody na południu Adriatyku można było skrócić dystans do portu macierzystego. Po przyjemnej halsówce i kilku zmianach wacht dopłynęliśmy na wysokość Sukosanu. Ósemki pisały, że jest to największy i najnowocześniejszy port na Adriatyku. Mając jako cel główny naszej wyprawy rozpoznanie terenu bojem i podszkolenie się do samodzielnego prowadzenia jachtu nie mogliśmy odpuścić takiej okazji i nie sprawdzić jak ten port wygląda. Po ostatnim halsie wpływamy do portu. Nie będę się rozpisywał o wielości tego portu ale nie bez powodu piszą o nim największy a dopełnieniem obrazu niech będzie parę zdjęć z WC (była nawet wanna).

Jeszcze na koniec dnia krótki spacer do pobliskiego marketu, powrót przez a dokładnie pod płotem i już wszyscy gotowi na spanie. Ustaliliśmy, że kolejny dzień rozpoczynamy od nocnego pływania. Pobudka o 05:00 i startujemy do Biogradu.

DZIEŃ 6 (piątek)

Prognoza jak i ostrzeżenia przez radio nadal straszyły porywami wiatru 6-7 stB ale czas nie dawał już nam wyboru. Zgodnie z prognozą rano miało też na 3h delikatnie odkręcić na SW co dawało by szansę na płynięcie jednym halsem do Biogradu a nie wprost pod wiatr. Pobudka o 5 i chwilę później przy okalających nas ciemnościach wyruszamy w morze. Za 2h wstanie słońce i będzie już przyjemniej. Dzień w sumie przyjemny, trochę małych opadów deszczu, wiatr miejscami porywisty ale nie musieliśmy się zbytnio przejmować ruchem na wodzie bo oprócz nas nie było nikogo. Samotnie pomiędzy falami zmierzaliśmy do portu docelowego. W związku z tym że kolejnego dnia musieliśmy zdać jacht do godziny 09:00 i czekała nas podróż do Polski postanowiliśmy, że check-out zrobimy jeszcze w piątek. W Biogradzie zameldowaliśmy się około 11:00. W biurze armatora umówiliśmy się na odbiory jachtu na godzinę 15 a do tego czasu jeszcze wykorzystamy go na szkolenie manewrowe podejścia i odejścia od pomostu. Port był tak ciasny, że ćwiczenia były praktycznie w warunkach takich jakie występują w sezonie. Po zakończonym szkoleniu gdzie załoga świetnie dała sobie radę z manewrami popłynęliśmy jeszcze zatankować paliwo. Warunki czarteru są takie, że pozostawiona kaucja 500 EUR jest pomniejszana o zużyte paliwo, jeżeli ktoś nie dotankuje do pełna na koniec rejsu. Ta usługa kosztuje 80EUR + koszt paliwa. Po kolejnych 30 minutach zameldowaliśmy się przy kei z pełnym bakiem gotowi do odbioru. Przez cały rejs spaliliśmy około 26 l ropy (ze zbiornika 150l.). Po wizycie nurka i odbiorach okazało się że armator chce nas obciążyć kosztami naprawy zerwanego fału spinakera (którego nie mieliśmy) ponieważ ten w jakiś sposób zaplątał się na topie masztu i zerwał. Po krótkiej wymianie zdań zgodziliśmy się na pokrycie tego z ubezpieczenia (które i tak mieliśmy wykupione) w zamian za rabat na kolejny czarter. W tym momencie wszyscy wiedzieliśmy, że już jak się powiedziało A to należy powiedzieć B.

DZIEŃ 7 (sobota)

Pobudka o 5 i w drogę do Polski. Jakże się nam nie chciało wracać do śnieżnej Polski w kwietniu 2022r.

PODSUMOWANIE REJSU:

Pierwszy rejs Kapitana Marcina samodzielny na wodach Adriatyku uznaję za udany. Wszystko z osiągniętych celów udało się osiągnąć. Załoga utrzymywała wysokie morale, prawdopodobnie przez to iż połączył nas AJWAR, od pierwszego dnia do ostatniego (nawet w podróży do Polski) królował we wszystkich daniach i kanapkach. Po więcej szczegółów rejsowych możecie dopytać już w klubie zadając pytania:

  • “jak było na owcach ?”
  • “jak smakował rekin?”
  • “czy kelnerzy byli przystojni?”
  • “kto zjadał nutelle?”
  • “jak zarobić na revolucie?”
  • “kto to jest słup?”
  • “dlaczego kapitan klnie na mbank?”
  • “czy deklinację E dodaje się licząc KR na KDd?”

Zapraszamy już teraz na kolejne wyprawy klubowe na jesień. Mamy nadzieję że spróbujecie żeglarskiej przygody na morzu. AHOJ!

O czym pamiętać i przydatne linki:

  1. Certyfikaty COVIDowe (nikt nie sprawdził ani razu).
  2. Dokumenty.
  3. Bagaże.
  4. Ubezpieczenie załogi (w tym dla uprawiania amatorskiego sportów wodnych).
  5. Jedyna słuszna prognoza pogody: https://meteo.hr/ – komunikaty nadawane przez radio jako informacje dla małych jednostek.
  6. Przyspieszenie przejazdu przez granicę – https://entercroatia.mup.hr/

Podziękowanie dla załogi za możliwość wspólnego pływania i zaufanie do Kapitana. Marcin

image_pdfimage_print